No tak. Wszystko co dobre szybko się kończy :( Tydzień minął jak mgnienie oka... a wydaje mi się, jakby nie było nas miesiąc. DZIWNE. Majorka jest śliczna, kto się waha żeby tam lecieć, niech przestanie :) Leci się stosunkowo krótko, Hania spała w sumie w obie strony w samolocie. Przy lądowaniu w Palmie puściła małego pawika, ale już w Warszawie w drodze powrotnej sobie smacznie spała i lądowanie ją ominęło :) Mimo to dzielnie zniosła wszystko. Podróż, pobyt i straszliwy upał. 30 stopni w cieniu... marzyłam o chłodku, ale to co zastaliśmy dziś w Warszawie przeszło moje oczekiwania :( Pogoda DEPRESYJNA :( Na szczęście mam opaleniznę, wspomnienia, muszelki, kilka suwenirów i ... złażącą skórę z pleców :/
Poniżej kilka zdjęć z naszej wyprawy, pewnie nie ostatnie ;)
To na tyle, korzystam z czasu dopóki Hania śpi i lecę nadrabiać zaległości blogowe :))